Glowworms – niesamowite dzieło natury


Każdy, kto przygotowuje się na podróż po Nowej Zelandii, na pewno natrafi w różnych przewodnikach lub na stronach internetowych na hasło “glowworms”, czyli “świecące robaczki”. Dla wielu jest to jedno z „must see” podczas pobytu w kraju Maorysów i my się z tym twierdzeniem jak najbardziej zgadzamy.
Zobaczenie na żywo świecących robaczków jest niesamowitym przeżyciem, jakby patrzyło się w niebo pełne gwiazd, diamentowe punkciki na czarnym płaszczu nocy. Widok ten na pewno pozostanie w pamięci na bardzo długie lata. Ale gdzie ich najlepiej szukać? Czy są miejsca, gdzie można zobaczyć je za darmo?
Glowworms, czyli świecące robaczki, nie są tak naprawdę robakami a larwami Arachnocampa luminosa komara grzybowego. Są one gatunkiem eugenicznym w Nowej Zelandii i wytwarzają charakterystyczne, niebiesko-zielonkawe światło, które jest rodzajem bioluminescencji. Mają postać cienkich niteczek z nanizanymi paciorkami. Paciorki te są lepkie i “atrakcyjne” i to do nich przylepiają się ofiary. Im starszy robaczek, tym dłuższa niteczka.
Zamieszkują one przeważnie jaskinie i osłonięte miejsca w lasach deszczowych, czyli tam, gdzie wilgotność jest bardzo duża. Stąd wzięła się maoryska nazwa titiwai, co oznacza mniej więcej “mieszkający nad wodą”.
Światło, które wytwarzają, ma wielkie znaczenie, bo to ono wabi ofiarę. Dowiedzieliśmy się, że jednak światło robaczków nie jest większe dlatego, że są one bardziej głodne, są po prostu większe. Poczwarki i postać dorosła tego gatunku, co ciekawe, świecą tak, jak nasze polskie świetliki (część, która im się świeci, to odwłoczek). Osoby zajmujące się obserwacją glowworms (mieliśmy okazję z jedną porozmawiać), nie są pewne, dlaczego bioluminescencja pozostaje u nich po przekształceniu się w imago. Jest to prawdopodobnie pozostałość po formie larwalnej.
Na obydwu wyspach Nowej Zelandii znajduje się wiele miejsc, gdzie można zobaczyć świecące robaczki. Przy odrobinie szczęścia można się na nie natknąć, spacerując późnym wieczorem po lasach deszczowych. Mieliśmy okazję widzieć je w kilku miejscach, nie tylko tych płatnych. Jednym z nich był właśnie las deszczowy obok domu lub raczej przyczepy campingowej Bruce’a Roberta, nieznajomego który ugościł nas i przenocował na swojej posesji. Całe to spotkanie opisaliśmy tutaj – był to niesamowite zrządzenie losu, trochę śmieszna sytuacja, a co najważniejsze, szalenie pouczająca.
Najsłynniejszą jaskinią z glowworms w Nowej Zelandii jest Waitomo Glowworm Caves. W tym miejscu znajduje się ich najwięcej – wiąże się to jednak z dużym zainteresowaniem turystów i masowym oprowadzaniem. Mamy w zwyczaju unikanie takich miejsc, w szczególności jeśli są możliwe inne opcje. Taką alternatywą okazała się kameralna wycieczka z przewodnikiem – Spellbound Glowworm & Cave Tours.
W cenie, trochę większej niż wejście do Waitomo Glowworm Caves, mamy dostęp nie do jednej, a do dwóch całkowicie różnych jaskiń. Cała wycieczka trwa ok. 3,5h, a maksymalna liczba osób na jeden turnus – 12 (w Waitomo Glowworm Caves turnus trwa godzinę, a maksymalna liczba osób – 25).
Opuszczając z samego rana posesję Bruce’a, nie mieliśmy tak naprawdę pojęcia, jak będzie wyglądać nasze zwiedzanie jaskiń ze świecącymi robaczkami, wiedzieliśmy tylko jedno musimy być o 7:30 w Waitomo.
Po przybyciu na miejsce poznaliśmy naszego przewodnika, Petera, i już wtedy wiedzieliśmy, że ten dzień będzie udany. Podróż zaczęliśmy od 20-minutowej podróży busem, podczas której nasz przewodnik i kierowca zarazem opowiadał o miejscach, które widzieliśmy za oknem. Przy okazji każdy miał za zadanie opowiedzieć coś o sobie ;). Nasza poranna grupa liczyła 10 osób, wszyscy innej narodowości <3, więc naprawdę niewiele, a Peter okazał się prawdziwym gadułą :). Po drodze mogliśmy wysiąść z busa i przejść się kawałek w dół w otoczeniu pięknych formacji skalnych, zwanych pankejkami :).
Ciekawostka zasłyszana od Petera: Nowozelandczycy nie przepadają za mięsem z indyka, dlatego nie hoduje się ich tak masowo jak u nas. Można je spotkać na dziko (podczas jazdy busem widzieliśmy z okna dorosłe indyki wraz z małymi pisklakami uciekającymi przed samochodem).
Po dojechaniu na miejsce i ubraniu kasków z czołówkami oczarowały nas przed wejściem węgorze żyjące sobie w rzece wypływającej z jaskini (sic!).
Sama jaskinia okazała się naprawdę spora. Peter opowiadał o formacjach, jakie można tam spotkać i oczywiście szczegółowo opowiadał o glowworms. Nie będziemy zdradzać, jak wyglądało zwiedzanie, bo warto tego doświadczyć samemu. Dodamy tylko, że w pewnym momencie dochodzi się do podwodnej rzeki oraz łódki i wtedy zaczyna się największa magia – czyli około 20-30 minutowy spływ rzeką w ciemnicy (wtedy koniecznie wyłączone czołówki!) z robaczkami, które na sklepieniu jaskini tworzą niesamowite widowisko. Wygląda to jak rzeka gwiazd nad głowami.
Nie sposób tego opisać słowami, dlatego spójrzcie na zdjęcia, które otrzymaliśmy dzięki uprzejmości właścicieli Spellbound Glowworm & Cave.
Dlaczego używamy ich zdjęć? Ponieważ podczas spływu nie można używać urządzeń fotograficznych, ale nie martwcie się, wszyscy którzy mają aparat, który można ustawić na statywie z długim czasem naświetlania, będą mogli wykonać zdjęcie, w specjalnie przygotowanym punkcie.
Po opuszczeniu jaskini czekała nas kolejna miła niespodzianka. Peter wyciągnął z bagażnika busa ciepłą kawę, herbatę oraz ciastka :). Mogliśmy przed kontynuacją wycieczki spokojnie napić się czegoś ciepłego i chwilę porozmawiać.
To wtedy dowiedzieliśmy się, że Nowozelandczycy nie przepadają za Auckland, ponieważ jest mało nowozelandzkie, za to Wellington, które dla nas wyglądało trochę jak Hollywood, jest miejscem, w którym czują się bardzo dobrze.
Druga jaskinia znajduje się nieopodal pierwszej i całkowicie się od niej różni, mimo że w paru jej miejscach również można spotkać glowwormsy. Jaskinia ta zachwyca stalaktytami i stalagmitami, sięga czasów antycznych. Powiada się, że w 1849 r. dr Thompson wszedł do niej w towarzystwie Nghati Kinohaku (lokalnych Maori) w poszukiwaniu kości wymarłych gigantycznych ptaków. Jaskinia powolutku się “rozpuszcza” – zapadliska są w niektórych miejscach otwarte na niebo, co często stanowiło pułapkę dla zwierząt (stąd tak wiele kości można tam dziś znaleźć).
Tak jak pisałem wyżej, cała wycieczka trwa jakieś 200 minut. W ten czas wliczony jest dojazd i miły poczęstunek. Po powrocie na parking ucięliśmy sobie jeszcze krótką rozmowę z Peterem, który polecał nam udać się na spacer do znajdującego się niedaleko Ruakuri Bushwalk. Jest to przepiękny las deszczowy z wieloma łukami skalnymi oraz… glowworms, które można wyhaczyć w ciemnych zaułkach lasu.
Aby zobaczyć długie korytarze usłane tysiącem świecących robaczków, trzeba niestety wybrać jedno z bardziej komercyjnych, płatnych miejsc. Do najbardziej znanych i rozpowszechnionych należy region Waitomo gdzie znajdują się dwie jaskinie:
Kolejna z jaskiń znajduje się w rejonie Te Anau na wyspie południowej:
Te Anau Glowworm Caves.
Jeśli ktoś lubi pływać kajakami, to może połączyć podziwianie świecących robaczków ze spływem kajakowym. Najlepszym miejscem do tego są dwa rejony:
Cambridge
Trasa kajakowa wiedzie po spokojnym jeziorze Karapiro i prowadzi w górę strumienia Pokaiwhenua, kanionu tworzonego przez setki lat, pokrytego paprociami, drzewami i glowwormsami. Polecamy skorzystać z:
Tauranga
Trasa prowadzi kajakiem wzdłuż jeziora McLaren do jednego z jego ukrytych strumieni, gdzie można znaleźć świecące robaczki.
Na obydwu wyspach jest naprawdę wiele miejsc, jednak nie ma w nich aż tak dużo robaczków, jak w komercyjnych jaskiniach w Waitomo, ale mimo to warto podczas swojej podróży odwiedzić te miejsca.
1. Waipu Caves
Jaskinia Waipu znajduje się na uboczu, a dotarcie do niej będzie równoznaczne z zamoczeniem w wodzie nóg 🙂
2. Clifden Caves
Miejsce to obejmuje sieć jaskiń i wejście tam może być ryzykowne z powodu wąskich przejść oraz wspinaczki po wąskiej półce, zamoczenie nóg gwarantowane. Trzeba niestety zwracać uwagę na pog
3. Okupata Caves
Jaskinia ta znajduje się w Tongariro i jest nieoznakowana, dlatego trzeba bardzo uważać, aby nie zgubić drogi. Jeśli poziom strumienia jest wysoki (są tam znaczniki) albo niedawno padał mocny deszcz, lepiej nie odwiedzać tego miejsca.
4. Abbey Caves
Jaskinie te ukryte są na wzgórzach Whangarei. Znajdują się tam 3 jaskinie: Organ Cave, Middle Cave i Ivy Cave. W każdej z nich można znaleźć glowworms, ale najwięcej znajduje się w pierwszej z nich.
5. Ruakuri Bushwalk
Nie są to co prawda jaskinie, lecz bardzo przyjemny spacer po lesie deszczowym. Na trasie mija się wiele łuków skalnych, tuneli i wapiennych klifów. Glowworms trzeba zawsze szukać w miejscach wilgotnych i zacienionych. Nawet jeśli ich nie zobaczycie, to nie zawiedzie was sam spacer.
6. Velenski Walk
Podobnie jak powyżej, jest to krótki spacer po lesie. Trasa zajmuje jakieś 20 minut i jest łatwo dostępna z miasta Moana obok Lake Brunner (Zachodnie Wybrzeże).
7. Limestone Creek Reserve Glow Worm Caves
Jaskinia ta znajduje się niedaleko wioski Apiti. Glowwormsy można już zobaczyć w ciągu dnia, lecz najlepiej są widoczne w nocy, ponieważ jaskinia jest otwarta i dociera do środka światło dzienne. Nam udało się dostrzec kilka pojedynczych sztuk.
8. Kakahi Glowworms
Za osadą Kakahi na wyspie północnej znajduje się 100-metrowa grota, gdzie można zobaczyć świecące robaczki.
Dzięki za przeczytanie wpisu! Mamy nadzieję, że opowieść Wam się spodobała. Do zobaczenia w następnym wpisie 🙂.
Zapraszamy także na naszego Instagrama oraz Facebooka, gdzie piszemy troszkę mniej poradnikowo, a bardziej od siebie ;).
Witajcie w miejscu pełnym pasji do świata, natury, odkrywania; krainie pełnej nastrojowych, magicznych, ale i śmiesznych, fotobajek podróżniczych. Znajdują tu głos napotkani w podróży ludzie, dzikie zwierzęta, nasze refleksje, czasem milczenie, muzyka świata i wiele więcej. Nasz dom, który jest wszędzie, ma otwarte drzwi dla każdego. Rozgośćcie się i zaczytujcie, zaczerpnijcie dawkę inspiracji i pozytywnej energii :). Dziękujemy, że tu jesteście.
Jeśli interesuje Was coś więcej o nas, zapraszamy serdecznie tutaj.
„Czy to nie przyjemnie, że jest tak dużo rzeczy, które jeszcze poznamy? To właśnie sprawia, że ja się tak cieszę życiem… świat jest taki ciekawy… Nie byłby taki ani w połowie, gdybyśmy wszystko o nim wiedzieli, prawda?” – Lucy Maud Montgomery, Ania z Zielonego Wzgórza
Get the lastest news and updates from SpringBookSubscribe